Początek wiedeńskiej przygody

1 lipca 2015 r.

Dotarłem do Wiednia. Podroż jakoś mi zleciała na czymś w rodzaju niskiej jakości przerywanego snu. Nie powiedziałbym, że jestem wypoczęty po tej przejażdżce. Zdaje się, że przyjechaliśmy ciut wcześniej niż to było planowane. Siedzę w dość obskurnym Macu na dworcu. Jego wystrój jest biedniejszy niż przywykłem, ale jest wifi i kawa. Wszyscy naokoło mówią po niemiecku, co mnie trochę przeraża. W elektronicznej tablicy informacyjnej angielska wersja językowa jest „under construction”, stad moje poszukiwanie hotspotu. Czuję się tu trochę jakbym wypłynął na powierzchnie wody, żeby zaczerpnąć powietrza przed długim nurkowaniem. W drodze do domu będę się rozglądał i zbierał pierwsze wrażenia.


Po dotarciu na dworzec autobusowy czekałem chwilę na Krzyśka (dobry czowiek przyjechał o 6:00 rano mnie odebrać z przystanku!), a następnie dotarliśmy do domu. Po podróży czułem się zgrzany i lepki, a poranek był ciepły i zapowiadał się pogodny dzień. Wziąłem prysznic i przebrałem się bardziej stosownie do pracy.

Do biura jedzie się od nas przez pół godziny z kawałkiem jednym tramwajem przez centrum miasta. Wiedeń jest oszałamiająco piękny. Centrum to skupisko zabytkowych kamienic i innych zabytkowych budynków sąsiadujących z zabytkowymi zabytkami. Spomiędzy gotyckich wież wystrzeliwują w niebo przeszklone wieżowce. Szczególnie zwróciły moją uwagę dwa, które są pochylone ku sobie, przypominając sunące ku sobie lodowce (a la Epoka lodowcowa). Chwilę pobłądziliśmy wokół gotyckiego kościoła z cegieł w kolorze piaskowca, ale ostateczie dotarliśmy do siedziby firmy.

Przywitała nas jakaś Niemka, szybko nas zidentyfikowała i oddelegowała do pomieszczenia zajmowanego przez polską trzyosobową ekipę. Jednym z jej członków jest Grzegorz Baron, jednego z pozostałych Krzysiek zidentyfikował jako prowadzącego laborkę z GK (nie mam pojęcia którą). Nieobecny był pan Paduch i pan profesor Cyran (tego ostatniego nie znam). Nie tracąc czasu, zostaliśmy wyposażeni w laptopy i poinstruowani na temat zadań. Oficjalnie staż zaczyna się w środę, ale już dzisiaj zainsalowaliśmy Visuala i zaczęliśmy szukać bibliotek potrzebnych do wyświetlania danych z ratowniczego robota górniczego na trzech ekranach. Na środkowym monitorze ma byś wyświetlany stereoskopowy obraz 3d z kamer, a na dwóch bocznych wizualizacja robota w 3d oraz wybrane informacje w postaci podziałek i wskaźników (poziom baterii itp). Po długotrwałym researchu znalazłem darmową (sic!) bibliotekę od Microsoftu (sic!). Skończyliśmy te pierwsze zajęcia około 14:00.

W drodze powrotnej myślałem prawie wyłącznie o zjedzeniu czegoś, ale wcześniej musiałem rozwiązać pewien problem z kartą debetową (był to dla mnie nudny i przygnębiający epizod, więc pominę szczegóły). Ostatecznie byłem zmuszony pożyczyć od Krzyśka Geld na zakupy. Zjadłem kurczaka z makaronem i dwoma rzodkiewkami. Następnie dochodziłem do siebie po emocjonującym dniu, rozpakowywałem plecak i poszedłem na przechadzkę wokół okolicznego jeziora.


Jezioro jest dość duże, ludzie „plażują” na trawiastych brzegach, łowią ryby, biegają. Po drugiej stronie głównej drogi jest pole golfowe.
Najprawdopodobniej nieraz sam będę obiegał to jezioro.

2 odpowiedzi na “Początek wiedeńskiej przygody”

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.