Mój pierwszy kontakt ze ścianką wspinaczkową miał miejsce w środę 11 kwietnia. Pojechałem do AWFu w Katowicach i zaparkowałem na strzeżonym parkingu. Strażnik z budki, jegomość nie wzbudzający we mnie szczególnego zaufania, powiedział, że nie wie ile płaci się na parkingach na terenie uczelni, więc przystałem na jego stawkę, szczególnie że nie miałem czasu jeździć i szukać lepszych miejsc parkingowych.
Po chwili okazało się, że opłatę za postój na parkingach wewnętrznych uiszcza się przy szlabanie i że w tych godzinach to jest jednorazowa opłata wysokości zaledwie 2 zł. Zezłościłem się na dziada z budki, bo szlaban z automatem jest może 20 metrów od niego, i jasnym było, że musiał mnie świadomie okłamać. Wróciłem się i zażyczyłem sobie zwrotu pełnej kwoty, jako że nie miałem zamiaru korzystać z jego usług.
Typ spojrzał na mnie bezmyślnym spojrzeniem i coś zaczął mamrotać, że już wbił na kasę i że mu się taka sytuacja nie zdarzyła. Ja naciskałem, że domagam się zwrotu za przynajmniej jedną godzinę, to dziad się zgodził i w ten sposób uratowałem 2 zł. Po chwili i tak się okazało, że tak naprawdę powinienem był przyjechać na inną ulicę. Bodajże Rybnicką 1. Udałem się tam z Mateuszem jak ten tylko się pojawił.
Biednie wyglądającym korytarzem zeszliśmy do obskurnej, pozbawionej szafek szatni. Obaj wzięliśmy cenne przedmioty ze sobą. Pierwsze wrażenie z pobytu na tym obiekcie było kiepskie. O tyle dobrze, że przynajmniej pan woźny był sympatyczny i pomocny. Korzystając z jego wskazówek przemaszerowaliśmy przez raczej opustoszałą salę gimnastyczną, a następnie przez kurtynę oddzielającą sekcję ścianek.
W pierwszej chwili wszystko co widzieliśmy, to była jedna wielka ścianka ciągnąca się od podłogi aż po sufit; częściowo nawet zakrzywiona i łukiem biegnąca niemal równolegle do sufitu. Kilka osób wspinało się pajęczymi ruchami; reszta kłębiła się na dole, część operowała linami zabezpieczającymi wspinaczkowych partnerów.
Wpisaliśmy się na listę i odszukaliśmy pana Darka, naszego instruktora. Ten starszy, rezolutny pan wdrożył nas w procedury uwiązywania się i korzystania ze sprzętu. Przećwiczyliśmy kilka razy węzeł ósemkowy, jak również wybieranie liny, gdy druga osoba się wspina. Mateusz zdawał się być trochę poddenerwowany ilością czynności, które trzeba przyswoić, a krytyczne uwagi pana trenera wyraźnie go motywowały – skupienie na jego twarzy wyrażało chęć udowodnienia czegoś sobie i światu. Szczególnie że pan trener wyraźnie sugerował, że osoby o budowie Mateusza pojawiają się na ściance raczej rzadko.
Po niedługiej chwili przystąpiłem do pierwszej próby wspinaczki. Sprawdziwszy karabinek i kubek po stronie kolegi, wspiąłem się bez większych problemów na wysokość pierwszej czerwonej linii (ok. 2m). Mateusz stał na dole i wybierał linę, utrzymując ją w stanie względnego napięcia. Za nim stał pan Darek, energicznie gestykulując i tłumacząc Mateuszowi jak ma to robić tak, żeby zaraz nie było na podłodze dżemu z Michała 🙂 Po chwili wykonałem z koło 3 metrów kontrolowane odpadnięcie od ściany. Spojrzawszy w dół stwierdziłem, że mina Mateusza jest nietęga – wyrażająca jednocześnie lekkie przerażenie i wysokie skupienie. Dał radę. Zbiliśmy piątkę i zmieniliśmy się rolami. Myślę, że poradziłem sobie dobrze; Mateusz zresztą też. Jak się okazało, różnica 20 kg nie przeszkadzała w skutecznej asekuracji.
Dalej było już tylko lepiej – jeśli nie liczyć narastającego zmęczenia dłoni. Raz po raz udawało mi się wchodzić na górę i uderzać dzwoneczek, po czym zdawałem się na Mateusza w kwestii bezpiecznego zjazdu na podłogę. Muszę przyznać, że to było dość szczególne uczucie, kiedy wisiałem na linie ze świadomością, że oto moje życie spoczywa poniekąd w dłoniach kolegi. Niemniej jego interwencje w dwóch czy trzech przypadkach były pomocne i skuteczne i ja też asekurowałem go tak, że był bezpieczny. Wspinaliśmy się do momentu, aż nam obu wysiadły palce – tzn. nie byliśmy w stanie się na nich uwieszać na ścianie.
Ogólne wrażenia z tego wyjścia – BARDZO DOBRE. Czy chciałbym więcej? JAK NAJBARDZIEJ I to raczej niebawem, dysponuję karnetem na ściankę i jeszcze nie miałem okazji go wykorzystać, a teraz nie mogę się doczekać!
Jestem dumna z Twoich umiejętności negocjacyjnych w starciu z dziadem z budki 🙂
Dziękuję! xD Sukces jest podwójny, bo najpierw udało mi się przekonać samego siebie, żeby w ogóle się domagać zwrotu…